Internety mówiły: nie kupować, bo drogie, mało funkcjonalne, są lepsze i tańsze. Mimo to kupiłem. Dwu-pak Philips Hue wall switch. Dlaczego? Bo był na drobnej promocji. Bo mam trzy żyrandole, podłączone pod dwa klasyczne przełączniki ścienne wypełnione tylko żarówkami Hue.

Dwa z nich (na podwójnym przełączniku) - salon/jadalnia - są przeważnie wyłączone, co w zigbee2mqtt generuje mi dużo spamu o niedostępności urządzeń. A że to jest razem 12 żarówek, to irytuje. Miło będzie odzyskać kontrolę nad nini w pełni, być może uwzględnić w przyszłych automatyzacjach symulujących “obecność”.

Drugi przełącznik jest łazienkowy. W samej łazience jest już pilot do gotowych scen z przyciemnianiem światła. No ale jest w ludziach niesamowicie silne przyzwyczajenie szukać tego fizycznego przełącznika koło drzwi łazienki, szczególnie wśród gości :) Inną rzeczą jest irytujące w nich niezapamiętywanie od razu wybranej sceny. Wychodząc wieczorem z łazienki ustawiam przyciemnioną scenę i wyłączam przełącznikiem. Jeśli nie odczekam ok. 15 sekund pomiędzy tymi czynnościami, to potem zapalą się pełną jasnością. Hue wall switch rozwiąże tą niedogodność z “power-on behavior after power-loss”.

Rozpakowanie

Pierwsze wrażenie: ale to małe. Następnie myśl: musi takie być, bo jakbyś inaczej chciał to do puszki wcisnąć? W komplecie dostaje się po jednej 3-wejściowym łączniku typu wago do połączenia na stałe zasilania żyrandola(!), po dwa dwu-żyłowe przewody z jednej strony zakończone wtyczką do Hue, z drugiej ok. 1cm odsłoniętej żyły do przełącznika oraz po jednej baterii CR2450 już umieszczonej w środku. Jakie to małe urządzenie

Podsumowując:

  • jedynym sposobem na odłączenie zasilania od żyrandola będzie bezpiecznik w rozdzielnicy,
  • to jest zasilane bateryjnie; Philips twierdzi że jedna bateria wystarczy na 5 lat pracy,
  • Hue nie jest w żaden sposób połączony z instalacją elektryczną,
  • tak naprawdę, to po prostu przekształca przełącznik ścienny w wersję całkowicie bezprzewodową.

Parowanie

Ok, czas na parowanie. Zezwalam w Z2M na dołączanie urządzeń, wciskam i trzymam “reset”. Coś mignęło, puszczam, czekam - nic. Przytrzymuję drugi raz, tym razem 10 sekund jak przy Dimmer switchu. Miga, miga - nic.

Odgrzebałem i podłączyłem zatem mostek Hue. Instaluję apkę, szybkie parowanie apki z mostkiem i lecimy jak Philips przykazał. Zaskoczenie. Trzeba podłączyć jedną parę kabelków (chyba tylko na porcie “1” mi złapało) i je zewrzeć ze sobą. Cyk! Parowanie zakończone. Skoro już uruchomiłem mostek, to sparuję od razu drugą i sprawdzę czy nie ma aktualizacji, a tu mają już najnowszy firmware. No to jak już wiem co robiłem źle - usuwam z mostka i wyłączam go.

Rozpakowany zestaw gotowy do parowania

Wracam do Z2M, ponownie otwieram sieć, trzymam “reset” na switchu przez 10 sekund, następnie zwieram kabelki. Poszło! Coś wskoczyło, ale jako niekompatybilne? Och, wywiad urządzenia trwał kilka sekund - dłużej niż wszystkie dotyczasowe. Jest już w pełni rozpoznany i skonfigurowany. Powtarzam czynności dla drugiego. Jeszcze tylko wstępnie ustawiam na jednym tryb pracy 1-przełącznik (single-rocker), na drugim 2-przełącznik (double-rocker).

Montaż

Elektrykiem nie jestem, ale mając ogólne pojęcie o instalacjach elektrycznych podjąłem się samodzielnego montażu. Na początek wyłączyłem bezpiecznik od oświetlenia (wszystkie lampy sufitowe i ścienne mam na jednym) i do dzieła. Na pierwszy ogień łazienka. Szybki demontaż przełącznika, kontrolne sprawdzenie neonówką czy na pewno nie ma prądu, odpięcie przewodów od przełącznika, spięcie ich złączką wago z zestawu i wciśnięcie na tył puszki. Okazało się że mam tutaj przypadek przewodu 2-żyłowego, czyli bez N. Philipsowu nie robi to żadnej różnicy, bo i tak muszę złączyć tylko przewody fazowe ze sobą.

Następnie podpięcie samego Wall switcha do przełącznika w miejsce poprzednich przewodów, włączenie bezpiecznika, szybkie napisanie automatyzacji w Home Assistant do wł/wył świateł łazienkowych i test. Działa! Bezpiecznik znowu wyłączony i składam puszkę. Wszystko zmieściło się bez żadnego upychania.

Druga puszka - salonowa - okazała się być 4-żyłowa, zastałem tam zarówno N jak i uziom, po prostu spięte ze sobą przez wago. Tym razem przełącznik jest 2-wyjściowy, robię zdjęcie przed rozmontowaniem, odpinam wszystkie 3 przewody i spinam je wago, po czym wciskam na tył puszki.

Oryginalne podłączenie

Połączenie wago

Tym razem chwila zastanowienia przy podpinaniu Hue. Sięgam do jego instrukcji podpinam i testuję, obsrewując komunikaty w konsoli Z2M. Coś jest nie tak… Lewy przełącznik działa w cały świat. Spojrzałem na schemat na tyle przełącznika i dotarło do mnie jak głupio to spiąłem ze sobą. Szybka zamiana kabelków i voilá. Komunikaty są już właściwe. Montuję do puszki, włączam bezpiecznik, kopiuję automatyzacje z łazienki i sprawdzam. Jest miodzio.

Połączenie wago

Całość zajęła mi jakąś godzinę, ale nie spinałem się jakoś mocno żeby nie zrobić głupoty, w końcu z prądem nie ma żartów. Teraz zniknie mi już problem żarówek w stanie offline, a sieć zigbee odetchnie bez ciągle znikających i pojawiających się routerów.

Bonus

Przy ostanim włączaniu bezpiecznika stwierdziłem, że tym razem warto przestawić żarówki podpięte teraz na stałe do prądu w tryb wyłączenia po powrocie z zaniku zasilania. Korzystając w wcześniej poznanej metody wysyłam dla każdej (łącznie 14) komunikat MQTT z tematem zigbee2mqtt/ŻARÓWKA/set i ładunkiem {"hue_power_on_behavior": "off"}.

Inny zaobserwowany fakt, to że teraz pilot łazienkowy również może włączać światło, skoro przywołuje sceny do stale zasilanych żarówek.